sobota, 19 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 11

Znajdowałam się w dziwnym pomieszczeniu. Sufit był biały, a poniszczone ściany – ciemnoszare. Koło mnie znajdował się policjant. Złapałam się za głowę, która lekko pobolewała. Zmieniłam pozycję na siedzącą.
- Zemdlała pani. – usłyszałam niski głos mężczyzny.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co się stało. Widziałam Bradley’a, który okazał się nie być Bradley’em tylko.. bratem Nasha. Imienia nie pamiętam. Albo to naprawdę on, albo ten chłopak jest jego kopią. Chociaż wątpię.. niby na świecie istnieją ludzie, którzy wyglądają jak my, ale żeby wyglądać tak samo?
Ktoś pukał. Do pokoju wszedł.. tak, właśnie on.
- Obudziła się? – spytał „Bradley”.
- Tak, obudziła. Pójdę po wodę. – mężczyzna opuścił pomieszczenie zostawiając mnie sam na sam z.. no, wiadomo z kim.
- Wystraszyłaś mnie.. padłaś centralnie na moje nogi. – usiadł obok mnie. – jak się czujesz?
- Głowa mnie trochę boli. – powiedziałam niepewnie nie patrząc na chłopaka. – powtórzysz mi swoje imię?
- Hayes. A ty jesteś znajomą Nasha.
- Skąd wiesz?
- No, chyba nie odwiedziłaś go w więzieniu ot tak. – zaśmiał się.
- Ale.. nie rozumiem, skąd się tu wziąłeś?
- Byłem na obozie. Wyjazd się trochę przeciągnął.
- A.. no tak.. Nash mówił mi o tobie. – przegryzłam wargę. – ja.. jestem Bianca.
- Miło poznać. – posłał mi uśmiech. – odwieźć cię do domu?
- Um.. jasne.. a.. spotkałeś się już z Nashem?
- Tak. Był strasznie zdenerwowany. Ten kto oskarżył go o to zabójstwo jest kompletnym idiotą. Znam własnego brata i nigdy by tego nie zrobił.
Mimo, że to tak naprawdę nie ja zadzwoniłam wtedy na policję, to jednak też go oskarżałam. Dotknęły mnie słowa Hayesa/Bradley’a.. sama nie wiem jak go nazywać.
Policjant przyniósł mi butelkę wody mineralnej. Hayes zapewnił go, że odwiezie mnie do domu. Złapał mnie za przedramię, a ja lekko drgnęłam. On mnie dotknął.  Po raz pierwszy. Szkoda, że nie wie kim jestem. Równie dobrze mogłabym mu powiedzieć, ale jeśli ktoś używał jego zdjęć? Wyszłabym na idiotkę. Lepiej zostawię tą informację dla siebie.

***
Zaproponowałam Hayesowi żeby został u mnie. Chciałam z nim porozmawiać, dowiedzieć się więcej na jego temat. Przyniosłam dla nas dwie szklanki wody.
- Masz dziewczynę? – spytałam prosto z mostu. To chyba nie jest najlepszy sposób na rozpoczęcie konwersacji. No cóż.
- Kręciłem z taką jedną dziewczyną na obozie, ale to tylko przelotny romans. Ona mieszka na drugim końcu kraju. Związku na odległość są do bani. Na a co z tobą? Słyszałem,  że coś jest między tobą a Nashem. – poruszył zabawnie brwiami.
Czy w tym mieście wszyscy tak uważają?!
- Co? Nie nie nie, nieprawda.. od kogo to słyszałeś?
- Mam swoje źródła.
Spojrzałam na bruneta. Poczułam się tak jakbyśmy się znali od dawna. Miałam taką ochotę go przytulić i pocałować. Zaczęłam sobie wyobrażać nas razem. Spacery po parku, leżenie na łóżku i oglądanie wyciskaczy łez. Wtedy sobie pomyślałam - skoro zakochałam się w jego wszystkich wiadomościach do mnie, to czy możliwe jest, że kocham go widząc jego twarz na żywo? Na pewno nie będę w stanie o nim zapomnieć. Ale chwila.. czy Nash przypadkiem nie mówił, że on jest młodszy od nas? O nie.
Dobra Bianca, nie zwracaj uwagi na jego wspaniały uśmiech i dołeczki.. i te piękne niebieskie oczy.
Niech mnie ktoś chluśnie wiadrem zimnej wody. Chyba za bardzo się rozmarzyłam.
- Chyba ktoś do ciebie dzwoni. – odezwał się chłopak, wskazując palcem na regał.
- Hę? – uniosłam brwi nie wiedząc o co chodzi. Dopiero po chwili się ocknęłam i dotarło do mnie co Hayes powiedział. Podniosłam swój tyłek i chwyciłam telefon do dłoni i przesunęłam palcem po ekranie.
- Słucham?
- Z tej strony Billy Crawford. Proszę abyś stawiła się w PrinceCoffee w trybie natychmiastowym. I nie obchodzą mnie żadne wymówki.
- Dobrze.. zaraz będę. – wybełkotałam i rozłączyłam się. – muszę wyjść, mam do załatwienia coś ważnego.

***
- Nie zrobiłam tego celowo.. pomyliłam się. – próbowałam się tłumaczyć przed (pewnie już byłym) szefem.
- Jak można się pomylić we własnym imieniu i nazwisku? Literówkę jeszcze bym zrozumiał, ale.. to się nazywa fałszowaniem dokumentów. Nie rozumiem tego.. masz jakieś dwie osobowości?
A żeby pan wiedział..
- Przepraszam.. – przez chwilę myślałam o tym czy by się nie rozpłakać, ale zrezygnowałam. Na niego to by nie zadziałało.
- O nie nie nie moja droga.. nie przekupisz mnie. Muszę mieć stuprocentowe zaufanie do moich pracowników.. do ciebie go już nie mam. Zostajesz zwolniona.
Spuściłam głowę i nie negocjowałam już więcej. Billy był  nieugięty i dał mi do zrozumienia, że to już koniec. Nie popracowałam tu zbyt długo..
Mężczyzna kazał mi wyjść z biura. Wykonałam polecenie. Za ladą stała Ashley, na którą popatrzyłam się przepraszającym wzrokiem.
- Nawet nic nie mów.. – powiedziała Ashley.
Kolejna osoba którą straciłam. Ciekawe czy ktoś byłby w stanie mnie przebić.
Wróciłam zmarnowana do domu. Przebrałam się w lżejsze ubrania i położyłam się na łóżku z laptopem. Pierwsze co to sprawdziłam twittera i powiadomienia. Czytając tweety innych, którzy w większości zachwycali się „mną” natknęłam się na może i zwykłą wiadomość o treści:
„Wejdź na swojego maila.”
Nie wiedziałam o co chodzi i trochę się bałam, ale zaryzykowałam. Weszłam na pocztę. Znalazłam wiadomość mającą w temacie user osoby która do mnie napisała na twitterze. Otworzyłam zawarty w niej załącznik.
Ktoś mi wysłał jakieś porno do cholery.- pomyślałam.
Dopiero później zorientowałam się, że tam byłam ja.
Ja.

I Jack Gilinsky.

_______________________________
Ten rozdział jest OKROPNY. I do tego tak krótki i nudny, że masakra. Spokojnie, Nash niedługo się pojawi. Przepraszam, że tak długo nic nie było. Totalnie zepsułam to ff..

2 komentarze:

  1. Moja droga panno, panna chyba solidnie uderzyła się w głowę. Czy panna chce, aby moje serce, tak stare i schorowane po przeczytaniu ogromnej liczby fan fictions, nagle przestało bić?
    Wychowanie, jakie otrzymałam w domu, nakazuje mi mówienie prawdy i samusieńkej prawdy.Tak więc oto, długo zbierałam swoją szczękę z podłogi.
    Niespodziewane pojawienie się Hayesa niezwykle mnie rozemocjonowało. Chociaż mniemam, iż jest on niezwykle urokliwym młodzieńcem, wolałabym aby pozostał w bezpiecznej odległości od Bianci i zajął się swym nieistniejącym związkiem. Byłabym wdzięczna gdybyś przekazała mu, że z wielką chęcią odciągną go od przyszłej dziewczyny swojego brata. Ale to tylko dlatego, iż otrzymują moje błogosławieństwo - bo to się robi niebezpieczne.

    Toś mi wyjechała waćpanno, akcja jak w Ukrytej Prawdzie. Mam nadzieję, że podobnie jak we wcześniej wspomnianym, ona również zakończy się szczęśliwie. I żeby panicz Nash długo tego nie rozpamiętywał. I żeby paniczka Bianca wytrzymała czyhające na nią przykrości.

    Z ubolewaniem, miłością i planem morderstwa, Ana.

    OdpowiedzUsuń