sobota, 23 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 12

Pukałam i waliłam do drzwi Dallasa jak opętana. Musiałam jak najszybciej wyjaśnić to z Jackiem. Nie daruje mu tego. To na pewno jego sprawka. Bo niby kogo? Kurwa, jak ja mogłam się aż tak upić i się z nim pieprzyć? Lubię go, aczkolwiek ten widok przyprawił mnie o mdłości. Może i coś do niego czuję. Ale jednak. Ohyda. Już chyba wolałabym oglądać dwójkę obcych mi ludzi.
W końcu ktoś uraczył mi otworzyć. A mianowicie Cameron w samych gaciach i podziurawionych skarpetkach. Ja to zawsze trafię na niesamowite widoki.
- Jest Jack? – spytałam stanowczo.
- Nie. Wrócił do Bostonu razem z Mattem i Laureen.
Gotowałam się od środka. Wyniósł się. Akurat teraz.
Cameron próbował zamknąć przede mną drzwi, zatrzymałam je w ostatniej sekundzie.
- To nie wszystko. Trzeba wyjaśnić sobie kilka spraw.
Chłopak z wielką nie chęcią na twarzy wpuścił mnie. W jego salonie siedział.. Hayes.
To sobie pogadaliśmy.
- Cześć Bianca. – przywitał się. Pomachałam do niego niepewnie.
- Pójdę się ubrać. – oznajmił Cameron i udał się na drugie piętro.
- Wypuszczają dzisiaj Nasha z więzienia. Właśnie na niego czekamy.
Sama nie wiem czy ta informacja mnie ucieszyła. Można powiedzieć, że pół na pół.
- Okazało się, że Gilinsky wrobił go w to całe zabójstwo. Sam się przyznał. Oddał na policji list który podobno był listem pożegnalnym ofiary.
Czyli Jack jednak się poświęcił.. postąpił właściwie, co nie zmienia faktu, że jestem na niego wkurwiona i nie mam jak mu tego oznajmić. Ale ok, teraz najważniejsze jest to, że Nash został oczyszczony z zarzutów i wszystko dobrze się skończyło. Dla niego.
- Jack zostawił to dla ciebie. – Hayes wręczył mi białą kopertę. Przyjęłam ją, ale nie zamierzałam jej otwierać.
- Niech się pierdoli.
- Nie lubicie się?
- Długa historia. – wzruszyłam ramionami.
Kiedy Cameron zszedł do nas, rzucił mnie wrogim spojrzeniem. Nie wiedząc jak zareagować, spuściłam głowę w dół. Hayes chyba to zauważył, bo po kilkusekundowej ciszy stwierdził, że idzie do kuchni po coś do jedzenie.
- Wiem o wszystkim. – głos Camerona był oschły, co spowodowało u mnie lekki paraliż ciała ze strachu. – wiem o twoim drugim życiu i nie mieści mi się to w głowie.. jak? Po co? Do cholery jasnej, Bianca, czy jak tam mam cię nazywać..
- Cameron uspokój się.. – przerwałam mu. – czemu się tak denerwujesz, przecież tu nie chodzi o ciebie.
- Tak, ale chodzi o kogoś kogo znam. Bardzo dobrze znam.
Westchnęłam przeciągająco.
- O Hayesa..
- Tak.. o Hayesa.

***

Postanowiłam wrócić do domu. Bałam się czego spodziewać się po Nashu. Pewnie rzuciłby we mnie obraźliwymi komentarzami. Nie mówię, że sobie nie zasłużyłam. Zasłużyłam i to bardzo, ale wolę samą siebie przeklinać niż słyszeć to od innych. Tym bardziej od osoby która mi ufała.
Siedząc z laptopem, gapiłam się jak idiotka w monitor. A konkretnie w moje twitterowe konto. Zastanawiałam się czy go nie usunąć. Cameron o nim wie. I na sto procent wygada Hayesowi. Dobra, wylogowanie się z internetowego życia nie rozwiąże sytuacji. On i tak będzie wiedział. Mam do wyboru ucieczkę z miasta lub zachowanie zimnej krwi i stawienie czoła prawdzie. Mimo, iż pierwsza opcja wydaje się być bardziej wygodna, wybieram tą drugą.
Nie jestem tą Biancą która ucieka przed wszystkim. Co będzie to będzie. Może i nawet sama wyznam prawdę Hayesowi.
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, podniosłam się z kanapy i poszłam otworzyć.
To był Nash.
Otworzyłam usta chcąc się odezwać. Nie zdążyłam gdyż chłopak przytulił mnie mocno do siebie. Cholernie brakowało mi tego gestu.
- Przepraszam. – szepnął.
Zmarszczyłam brwi.
- Przecież ty nie masz mnie za co przepraszać. To ja ci nie wierzyłam.
- Nie. – oderwaliśmy się od siebie. Utrzymywaliśmy bliski kontakt wzrokowy. – przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłem.
- Co, ale.. ale czego nie zrobiłeś? – nic nie rozumiałam z jego słów.
Nash odgarnął moje włosy i złapał za podbródek. Domyślałam się co chce zrobić. Pozwoliłam mu mnie pocałować. Zrobił to tak czule, delikatnie i.. szczerze.
- Wiedziałem, że się dasz.
- Słucham?
- Widziałem nagranie z tobą i Gilinsky’m. Pieprzysz się z nim, całujesz ze mną. Jesteś puszczalska.. kto następny? Cameron? A może Hayes?
Przez chwilę wydawało mi się, że się przesłyszałam. On nazwał mnie puszczalską.
Dlatego właśnie nie chciałam się z nim widzieć.
Łzy napłynęły mi do oczu. Ciężko określić jak się poczułam. Sama nie byłam do końca pewna. Trochę prawdy w tym było. Ba, nawet bardziej niż trochę. Jednak nikt nie musiał mówić mi tego wprost.
- Idź stąd. – rozkazałam. – słyszysz, idź.
- Mówisz, masz..

***
Było grubo po drugiej w nocy, a ja siedziałam na schodach przed domem i płakałam. Nash uświadomił mi kim naprawdę jestem. To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Miałam być szczęśliwa. Miałam się rozwijać. A nie staczać. W tamtym momencie myślałam o powieszeniu się na pasku od spodni na pierwszym lepszym drzewie. Ale nawet na to zabrakło mi odwagi.
Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie przez co dopiero po pewnym czasie poczułam kogoś obecność tuż obok mnie. O ile wzrok mnie nie mylił, był to Hayes.
- H-Hayes? – spytałam dusząc się łzami.
- Tak, to ja.. przestań płakać, wszystko będzie dobrze.
- Nie.. nie mogę na siebie patrzeć, rozumiesz? Czuje do siebie obrzydzenie.. ale czy to w ogóle wiesz o co chodzi?
- Nash i Cam dosyć głośno o tym rozmawiali.. ale ja nie czuję do ciebie obrzydzenia. Upiłaś się, a Jack jak to Jack. Nie odpuściłby takiej okazji.
- Ale.. nie żartujesz?
- Nie. – zaśmiał się. – widać, że przeszłaś wiele w życiu i potrzebujesz kogoś kto cię wesprze. Jeśli można, to ja będę tą osobą.
- N-naprawdę?
- Chcę ci pomóc. Sama sobie nie poradzisz. A Nashem się nie przejmuj.
- Dziękuję Bradley.
 Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. No świetnie Bianca, świetnie.
- Um .. słucham?
- Przepraszam. Znam kogoś o tym imieniu i jakoś tak mi się wymsknęło.
- Twój chłopak?

- Były chłopak. – uśmiechnęłam się i położyłam głowę na ramieniu bruneta.

__________________________________________________

WOW. Sama w to nie wierzę. Dodałam rozdział. DODAŁAM ROZDZIAŁ!!!
Krótki, bo krótki ale cóż.