niedziela, 25 października 2015

ROZDZIAŁ 9

To był list.. list pożegnalny od mojego taty. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Czyli jednak to było samobójstwo. Ale.. co ten list robi u Jacka? Chciało mi się płakać kiedy go czytałam.
Jak wszedł do pokoju z jedzeniem. Wystawiłam mu list tuż przed twarzą.
- Co to kurwa jest?
- Bianca, wytłumaczę ci..
- No, liczę na to.. a więc słucham.. co to robiło u ciebie w książce kiedy powinno być u mnie?!
- Chciałem do ciebie wpaść. Pukałem, dzwoniłem. Zero odzewu. Drzwi były otwarte, więc wszedłem i zobaczyłem twojego ojca leżącego na podłodze, a obok niego był pistolet. Na blacie leżał list i postanowiłem go wziąć. Wpadłem na pomysł, aby wrobić Nasha w morderstwo i żeby on trafił do kicia, chciałem go oddzielić od ciebie. Uczyłem się jak zakamuflować swoje ślady i odciski, wiec dlatego nie mieli na mnie żadnych dowodów..
- Jezu, czekaj, to mi się nie mieści w głowie.. wrobiłeś Nasha w morderstwo po to abym nie miała z nim kontaktu?
-Taki był plan.. ale znalazłaś list..
- Musimy go pokazać policji.. a ty opowiesz im całą prawdę.
Jack nie zgadzał się. Prosiłam go bez przerwy. Chłopak strasznie się uparł.
- Będziemy razem jeśli to zrobisz.
- Wiesz, że bym tego chciał, ale.. nie chcę abyś ty była ze mną z przymusu.
Podeszłam do chłopaka i objęłam go wokół szyi.
-Jack, lubię cię.. wybaczyłam ci wszystko.. nie kłamię.
- Jakoś ci nie wierzę.. – oderwał się ode mnie i usiadł na łóżku. – wiem, że robisz to po to, aby wyciągnąć Griera z paki.. może i jestem zakochany, ale nie naiwny.
Nie poszło tak jak myślałam. Ale nie mogłam się poddać. Podniosłam poprzeczkę. Usiadłam okrakiem na Jacku i muskałam go delikatnie po szyi.
- Bianca, przestań, to nic nie da. – odepchnął mnie od siebie tak, że upadłam na podłogę.
- Okej, ale nie musiałeś mnie spychać. – wstałam. – mimo wszystko Nash to twój przyjaciel, nie jest ci go szkoda?
-Nie, to nie jest mój przyjaciel.. ty nic nie rozumiesz, nic! I nie licz, że ci powiem, nie przekupisz mnie żadnymi pocałunkami. A z tego co wiem, to już jesteś w związku.
- Internetowym. – spuściłam głowę. – nie zrozumiesz.
- Jako Eleanor, tak?
Przytaknęłam niepewnie.
- Zaczynam poważnie się zastanawiać jak ja mogłem zakochać się w takiej oszustce.. spójrz na siebie, jesteś taka piękna, nie tylko od zewnątrz.. a oszukujesz wszystkich dookoła.
- Jack, mówiłam ci, że to konto mam jeszcze od czasów liceum.. wtedy jeszcze nie byłam piękna.
- Szczerze? – chłopak podszedł do okna i usiadł na parapecie. Milczał. Wyglądało to jakby układał w głowie co ma mówić dalej. Po minucie ciszy zaczęłam się niecierpliwić.
- Długo mam czekać? – uniosłam brwi.
- Zawsze byłaś piękna.. od liceum mi się podobałaś.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Podobam mu się od liceum, a mimo to traktował mnie jak śmiecia? Ta bajeczka zapowiada się ciekawie..
- Nie mogłem się do tego przyznać, wszyscy by mnie wyśmiali. Gdyby ludzie się dowiedzieli..
- To co? – przerwałam. – straciłbyś tytuł szkolnego tyrana? Proszę cię, nie ośmieszaj się.. zawsze myślałeś tylko o sobie.
- Bianca, przepraszam.. naprawdę. – w jego oczach pojawiły się łzy, co bardzo mnie zdziwiło.
Zrobiło mi się go szkoda. Po raz kolejny.
Dlaczego ja mam w sobie tyle empatii? Czasami wolałabym być zimną suką, która ma gdzieś co czują inni. Tym czasem ja znowu chcę wybaczyć Gilinsky’emu za błędy z przeszłości.
Zrobiłam to. Złamałam się. Wtuliłam się w niego i ocierałam łzy z policzków.
- Proszę cię, daj ten list policji. – spojrzałam w jego oczy. – zrób to dla mnie.. między mną a Nashem nigdy nic nie było i nie będzie.
Jack uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Usłyszałam jak mój telefon wibruje. Dostałam smsa, którego natychmiast odczytałam.

Bradley:
Już wszystko wiem, BIANCA. Nie odzywaj się do mnie.

- Bianca? Co się stało? – spytał zmartwionym głosem Jack.
- On wie..

***
Kierowałam się właśnie na komisariat policji aby spotkać się z Nashem. Chciałam pojechać samochodem, ale od dwóch dni byłam roztrzęsiona po smsie Brada, nie byłabym w stanie normalnie prowadzić. Jakim cudem on się dowiedział? Sam do tego doszedł? Internetowy świat naprawdę potrafi zniszczyć życie realne. To pewnego rodzaju pułapka z której nie da się tak prędko wyjść.
Weszłam do środka budynku. Panująca tam atmosfera była chłodna i sztywna. Spytałam się gdzie przebywa Nash i poszłam pod wskazane miejsce. Policjant wpuścił mnie do środka. Nash siedział przygnębiony przy przekrzywionym stoliku. Wyglądał okropnie. Podkrążone oczy, zbladnięta twarz.. zupełnie jakby ktoś zabrał mu duszę. Chociaż domyślam, że przenośnie tak właśnie się stało. Usiadłam naprzeciw chłopaka nie odzywając się. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
Brunet podniósł głowę i patrzył na mnie wzrokiem nienawiści.
- Cześć. – zaczęłam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi, co mnie zbytnio nie zdziwiło. – Nash, przyszłam tu aby ci coś powiedzieć.
- Myślę, że powiedziałaś już dość. –Nash odezwał się po chwili.
- Może zacznę od przeprosin.. zachowałam się okropnie.. ale.. byłam w szoku, wciąż jestem, nie dociera to do mnie, że mój tata nie żyje.. i kiedy zobaczyłam jak policja cię wyprowadza, działałam impulsywnie.. wyżywałam się nawet na kamieniach.. przepraszam.
- Okej.. – kolejna chwila milczenia. – a co cię skłoniło do zmiany zdania?
- Pewien list, który był u Jacka.. list od mojego taty, który napisał przed.. – westchnęłam przeciągająco. – przed zabiciem się.
- A niby co ten list robił u Gilinsky’ego?
- Zabrał go.. chciał cię wrobić w morderstwo żeby oddzielić cię ode mnie..
Nash pokręcił głową.
- Mi powiedział, że jesteście razem i że mam dać ci święty spokój.
- Co? – zmarszczyłam brwi. – serio ci tak powiedział?
Nash przytaknął i przeczesał włosy ręką.
Może to nieodpowiedni moment, ale tęskniłam za tym gestem.
- Jack kłamał.. nic mnie z nim nie łączy.. w sensie, pocałowaliśmy się kilka razy, ale to kompletnie nic nie znaczy.. moim chłopakiem jest.. Bradley. – przełknęłam ślinę. – mówiłam ci.
- Nie obchodzi mnie to. – chłopak wzruszył ramionami. – oskarżałaś mnie o zabójstwo, myślisz, że to miłe uczucie?
Nash ma rację. Przekroczyłam granicę, myśląc, że on zabił tatę. Zasłużyłam na odrzucenie.
- Myślałem, że mogę ci ufać.. że jestem twoim przyjacielem.. choć tak naprawdę.. miałem cichą nadzieję na coś więcej.. czuję coś do ciebie, Bianca, mimo, że nie powinienem.
Patrzyłam z niedowierzaniem.

- Nash, łączy nas tylko przyjaźń, okej? To.. to się nigdy nie zmieni.

_______________________________

Wieem, rozdział jest baardzo krótki i nudny, ale to dlatego, że.. 
W ROZDZIALE 10 POJAWI SIĘ GŁÓWNY WĄTEK!
 Nie mogę się doczekać!! 

1 komentarz:

  1. Tak sobie myślałam, kombinowałam... wybierałam Biance suknię ślubną, która podkreśli kolor jej oczu, zoplanowałam Nashowi plan ucieczki z więzienia, Jacka wysłałam na Antarktydę. Niech sobie romansuje z pingwinami, nie mam nic przeciwko temu. Wszystko, byle by tylko nie kręcił się wokół Bianci. I to nie dlatego, że go nie lubię - z całego serca go nienawidzę - nie mogę patrzeć na to, jak przez niego wszystko się sypie. Nie mam podstaw, żeby oskarżać o śmierć Olivera. Widzę, że się stara, widzę jak to przeżywa... zakochał się w dziewczynie, której uprzednio zniszczył życie. Ukrywał swoje uczucia w strachu przed straceniem opinii, którą sobie wypracował. Przedstawiam oto dzisiejszą rzeczywistość, kiedy ludzie oceniają cię pod pryzmatem każdego drobnego szczegółu i nie pozostawiają na tobie suchej nitki. Dawni przyjaciele odcięliby się do niego, bo co? Bo obiektem jego westchnień stała się szara myszka, popychadło "nie z tej ligii"? Może i zaczynam mu współczuć, tłamsił w sobie emocje, a to nie jest dobre - dla nikogo. Doceniam to, że próbuje naprawić swoje błędy. Ale zdecydowanie nie powinien tego robić takim kosztem.
    Wpakował do więzienia, kogoś kto nie był niczemu winien. Kogoś kto po prostu szczerze kochał, nie bacząc na odległość ani żadne inne przeciwności. Zrobił z niego potwora. Nie potrafię mu tego wybaczyć.

    Internetowe znajomości mają przyszłość. Gorszą, lepszą ale na pewno zmieniają coś w życiu. Kilometry bywają uciążliwe, uniemożliwiają naprawdę wiele rzeczy - dlatego Bradley aka Nash prędzej czy później wszystko zrozumie. Dostał od losu szansę. Nareszcie może PRAWDZIWIE przytulić, nareszcie może zabrać NAPRAWDĘ zabrać Eleanor na kolację. Do tej pory jedyne co mógł zrobić to wsadzić telefon do lodówki albo wygodnie usadzić go na krześle naprzeciw pięknie udekorowanego stołu ze świecami dodającymi romantycznego klimatu. A nie oszukujmy się, randka z komórką, choć zapewne niezwykle interesują i w moim przypadku bardzo możliwa, jest z lekka dziwnym doświadczeniem. Nie uważasz?
    Poza tym, on też nie był bez winy. Użył fałszywego imienia, cudzego zdjęcia. Postąpił dokładnie tak samo, więc dlaczego miałby wyładowyłać całą złość na Biance? Chociaż coś mi podopwiada, że to nie on wysłał tego esemesa... ale to tylko chore wymysły, mój mózg czasami wariuję. Teorie spiskowe są czymś co podtrzymuje mnie przy życiu, mogłabym się z nich. Tak samo jak z zakochiwania się w fikcyjnych postaciach. Ja jestem nienormalna lmao
    Wiedziałam, że Jack maczał w tym wszystkim swoje grube palce. Obiecuję ci, że pewnego pięknego dnia go zapuszkuję. O tak, od tej pory będzie mieszkał z sardynkami...

    Dopiero się rozkręcałam, ale siła zewnętrzna zmusza mnie do przekazania komputera przedstawicielowi rasy małpiszonów. Tak więc, niech Bianca pójdzie po rozum do głowy. Niech Nash ułoży sobie szczęśliwe życie. Niech Jack ożeni się z sardynkopingiwnem. Dziękuję za uwagę, to tyle z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń