czwartek, 13 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 3

Przez myśl przechodziły mi najgorsze myśli. On mnie zaraz rozbierze do końca i zrobi to. Wiedziałam, że miałam marne szansę na ucieczkę, ale walczyłam. Wołałam o pomoc. Liczyłam na to, że ktoś będzie szedł do łazienki i mnie usłyszy.
Jack próbował ściągnąć moją koszulkę. Starałam się go powstrzymać, a on zadał mi mocny cios w policzek. Nie poddawałam się. Kopnęłam go kolanem z całych sił w czuły punkt facetów. Gilinsky krzyknął z bólu, zszedł ze mnie, a ja zdążyłam uciec zabierając ze sobą szorty. Wsunęłam je szybko na nogi i pobiegłam. Mało brakowało, a zabiłabym się na schodach. Wybiegłam z imprezy z płaczem. Obawiałam się, że Jack będzie mnie szukał. Biegłam przed siebie mając rozmazany obraz przed sobą od łez.
Jeśli się przewrócę.. trudno. Ważne, że nie zostałam zgwałcona.
Znajdowałam się na opuszczonej alejce. Usiadłam na chodniku. Nie przestawałam płakać. Nie mogłam.
Zawiodłam się na Nashu. Znamy się dwa dni, ale mimo wszystko zaufałam mu. A on co? Stchórzył, twierdząc, że nie może mnie uratować. Teraz już wiem, co jest z nim nie tak. Założę się, że Cameron postąpiłby dokładnie tak samo.
Siedziałam na zimnym chodniku i wyobrażałam co by było, gdybym nie zdołała się uwolnić. Leżałabym tam jak niewolnica i patrzyła jaką Jack ma świetną zabawę. Faceci w tych czasach zrobią wszystko, aby załatwić swoje potrzeby. Nieważne z kim, nieważne jak i nieważne gdzie.
Wtedy zdecydowałam się na odważny krok. Chciałam porozmawiać z osobą, którą kocham i która kocha mnie.
Tak, mówię o Bradley’u.
Pech chciał, że nie wzięłam ze sobą telefonu. A nie miałam zielonego pojęcia gdzie jestem.
I co teraz?
Wszędzie pustki, ani jednego żywego ducha. Nawet bezdomne zwierzęta nie pałętały się po ulicach.
W którą stronę iść?
Nie pozostało mi nic innego jak iść przed siebie.
Nieco się uspokoiłam. Ale cały czas miałam przed  oczami tą scenę w sypialni.
Jack to kawał sukinsyna. Ciekawe ile dziewczyn już tak potraktował. Gwałt to jedna z najgorszych przeżyć dla dziewczyny. Nie życzę tego nikomu. Jesteś zmuszana do czegoś, czego nie chcesz. I to z osobą, której nienawidzisz lub nawet nie znasz. A najgorsze jest pewnie to, kiedy ukochana osoba to robi.
Byłam w pełni przekonana, że Gilinsky zdąży sporo namieszać w moim życiu przez ten tydzień.
A ja potrzebowałam Brada jak nigdy przedtem. A najbardziej potrzebowałam jego bliskości. Jego uścisku. Jego pocałunku.
Zbyt duże wymagania jak na internetowy związek.
Rozglądałam się po tabliczkach z nazwami ulic w celu znalezienia swojej. Dobrze że latarnie się świecą.
Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu znalazłam ulicę Brodcoast. Otworzyłam drzwi i niczym struś pędziwiatr pobiegłam po telefon.  Weszłam w kontakty. Cholernie się bałam. Mój kciuk zbliżał się coraz bardziej do zielonej słuchawki.
Znowu zaczęłam płakać.
Odważyłam się. Po dwóch pieprzonych latach.
Zadzwoniłam.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty.
- Brad, odbierz, potrzebuję cię. – szepnęłam sama do siebie.
Poczta głosowa. Rozłączyłam się. Rzuciłam telefon na podłogę, przeklinając moje życie.
Samotna i nie szanowana przez nikogo Bianca – wróciły czasy szkolne.
Jedyne o czym marzyłam to sen. Poszłam na górę do łazienki i wskoczyłam pod zimny prysznic, próbując przestać myśleć o Jacku, Nashu i Bradley’u. Dwóch z nich nienawidzę, a jednego wciąż kocham.
Zaczęłam sama usprawiedliwiać mojego chłopaka.
Ma dużo klientów.. pewnie nie ma czasu na rozmowy telefoniczne..
Po wzięciu prysznica, owinęłam się w różowy ręcznik. Usłyszałam pukanie i dzwonienie do drzwi. Nie mógł być to kto inny jak Jack. Ubrałam pidżamę i zeszłam szybko na dół.
Z wielkim strachem w środku, otworzyłam. Przed drzwiami stała Laureen.
- Cześć Bianca.. mogę wejść?
Rzuciłam jej zdezorientowane spojrzenie. Wyglądała jakby miała coś ważnego do powiedzenia. Wpuściłam ją. Przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na kanapie.
- Widziałam jak wybiegłaś z imprezy.. czy Jack coś ci zrobił? – spytała zatroskana.
Kompletnie nic o niej nie wiem, jednak potrzebowałam się komuś wygadać i wyrzucić wszystkie złe myśli.
- Prawie, ale.. na szczęście udało mi się uciec.. Nash w trakcie wszedł do pokoju i co zrobił? Wyszedł..
Łzy znowu wróciły.
- Uznasz mnie za idiotkę, bo znam go bardzo krótko, ale.. zaufałam mu.
- To normalne. Też szybko przywiązuję się do ludzi. A Nash miał powód aby tak się zachować.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- Ciekawe jaki powód.. to, że jest pierdolonym tchórzem?
- Nie nie, to nie tak.. wysłuchaj mnie.. on i Cameron są w porządku. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi z Jackiem, ale mu coś nagle odbiło i zaczął ich terroryzować. On jest niebezpieczny.. byłby w stanie nawet zabić człowieka i to na miejscu. Z resztą, Matt nie jest lepszy, obydwoje wykorzystują to, że Cameron i Nash są bogaci i wyłudzają od nich pieniądze.
- Czekaj, stop.. czyli Gilinsky już kogoś zabił?
- Szczerze, sama nie wiem.. on potrafi się dobrze kryć.
Coś mi tu nie pasowało.. skoro Matt jest taki zły, to dlaczego Lau z nim jest?
Źle ją oceniłam, widać, że jest w porządku, a ja z góry ją osądziłam. A Gilinsky? Wszystkiego bym się po nim spodziewała, ale nie tego, że mógłby kogoś zabić.
Zaczynam się coraz bardziej bać. Możliwe, że właśnie obmyśla na mnie morderstwo przez moją ucieczkę. Totalny psychol.
Już chciałam zadać jej kolejne pytanie na temat Jacka, jednak zmieniłam trochę wątek.
- Więc.. dlaczego jesteś z Mattem?
- Zakochałam się w nim. Jestem w stanie zrobić dla niego wszystko. Dlatego też ubieram i maluję się w ten sposób.. po prostu mi każe taką być.
Pytanie jej o to, czemu z nim nie zerwie było zbędne, Matthew na sto procent grozi biednej dziewczynie.
Spojrzałam w jej oczy. Od razu dostrzegłam, że ona naprawdę go kocha, a on ją wykorzystuje.
Nie daleko pada jabłko od jabłoni.
Jack i Matt tworzyliby idealną parę.
- A właściwie to.. skąd wiedziałaś, że tu mieszkam?
- Śledziłam cię. Nie uznaj mnie za psycholkę, nie jestem nią.
- Ależ skąd. – zachichotałam.
- Najważniejsze, że nic ci nie zrobił. Jesteś bardzo odważna. – położyła rękę na moim ramieniu.
Widzę w niej dobry materiał na przyjaciółkę. Wyznała mi prawdę, choć nic o sobie nie wiemy. I szła za mną, aby sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze. Mam wyrzuty sumienia. Już nigdy nie będę oceniać ludzi po wyglądzie, bo nie wiadomo jaką skrywają w sobie tajemnicę.
- Ja już będę lecieć. Matt będzie wściekły.
Wstała i już kierowała się w stronę wyjścia, ale ją zatrzymałam.
- Zostań u mnie.
Blondynka odmówiła.
- Nie pozwolę ci wrócić do Matta, on na pewno jest pod wpływem i zrobi ci krzywdę.
Czekałam na jej odpowiedź.
- Chyba masz rację.. dziękuję. – przytuliła mnie, a ja odwzajemniłam gest.
Zaprowadziłam dziewczynę do mojej sypialni i wyciągnęłam z szafy pidżamę, z którą poszła do łazienki. W tym czasie wzięłam się za zmianę pościeli. Zważywszy na to, że dziwnie byłoby mi spać z dziewczyną, ustąpię Laureen łóżko, a sama będę spać na kanapie.
Chwilę później, blondynka wróciła do pokoju.
- A więc, ty śpisz tutaj, a ja pójdę na dół.
- Dziękuję, jesteś wspaniała.
- Nie masz za co dziękować, naprawdę. Dobranoc.
Dziewczyna odpowiedziała mi tym samym. Kiedy już się ułożyła, zgasiłam światła i wyszłam. Położyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Zasnęłam.



Nash’s POV

Nie da się opisać jak bardzo jest mi głupio, że zostawiłem Biancę. Było widać, że nie podobało jej się to, co Jack robił. Gdybym tylko mógł wytłumaczyć się jej.. bałem się, że Gilinsky ją zgwałcił. Nawet nie miałem jak go spytać, ponieważ zajmował się innymi dziewczynami. Razem z Cameronem sprawdziliśmy cały dom. Nic. Uznaliśmy, że poszła do domu przez co martwiłem się dwa razy bardziej.
Miałem ochotę walnąć Gilinsky’ego prosto w tą fałszywą mordę. Założę się, że nagadał na mnie jakiś głupot Biance. Jednak nie mogę nawet się mu sprzeciwić, a co dopiero uderzyć. Wplątałem się w niezłe bagno. Tak prędko z niego nie wyjdę.
Cam próbował mnie uspokajać, twierdząc, że Bianca bezpiecznie dotarła do domu. Ale skąd on to mógł widzieć? Może właśnie leży gdzieś nieżywa, albo błąka się po ulicach nie wiedząc którędy iść. Przecież nie zna tego miasta na tyle dobrze.
Aby odpocząć przez moment od tego dzikiego tłumu, poszedłem do pokoju. Zrobiło mi się niedobrze na myśl o tym, że Jack prawdopodobnie zgwałcił Biancę na moim łóżku. Ten facet nie ma za grosz pohamowania.
Wyciągnąłem z szuflady telefon, z którego konwersuję z Eleanor.
Mam dwa telefony na wszelki wypadek. Nie ma co ryzykować, prawda?
Odblokowałem ekran i otworzyłem szeroko buzię. Ona.. ona do mnie zadzwoniła. Pytanie brzmi.. dlaczego?
Coś musiało się stać. Jeśli tak, to mam kolejne powody aby znienawidzić siebie. Gapiłem się w ekran przez kilkanaście minut. Miotały mną różne emocje. Dzwonić czy nie? A może jest zła, bo nie odebrałem?
Nie. Nie potrafię.
Stchórzyłem.
Rozmowa z nią to dla mnie za dużo.
Gdzieś w głębi miałem odczucie, że nie potrzebuję tego. Bardziej martwiłem się o Biancę. To z nią chciałbym się skontaktować, niestety nie mam jej numeru.
Kocham Eleanor, ale coraz częściej zaczynam myśleć, że ten związek nie ma sensu. Nie mogę jej przytulić, nie mogę pocałować, dotknąć.. a ona nie kocha mnie, tylko Bradley’a. Więc kto wie co by się stało gdybyśmy stanęli przed sobą twarzą w twarz?
Schowałem telefon z powrotem do szuflady. Do pokoju wparował Cameron.
- Nash, musisz mi pomóc. Matt jest wściekły bo nie może znaleźć Laureen, a Jack jest zajęty laskami.. – powiedział zdyszany. – sprawdziłem wszędzie.. w łazience, na tarasie.. chyba uciekła..
Matt podobno nienawidzi kiedy Laureen robi coś, na co jej nie pozwala. A tym bardziej kiedy chłopak jest pod wpływem alkoholu czy narkotyków.
Popędziliśmy szybko na dół, aby znaleźć Espinosę. Odnaleźliśmy go przy stoliku. Kiwał się na wszystkie możliwe strony. Podeszliśmy do niego, a on od razu zaczął się rzucać.
- Macie ją znaleźć w tej chwili!
Ledwo można było go zrozumieć, ale rozkaz stał się jasny.
Opuściliśmy imprezę. Na sam początek zadzwoniliśmy do Laureen, jednak nie odbierała.
- Przecież ona może być wszędzie..
 Wypuściłem powietrze z ust.
- Dobra, przejdziemy się po okolicy, nie mogła pójść daleko.
- Do cholery jasnej, co jej strzeliło do łba aby uciekać? Wie jaki jest Matt.
- Dobra Nash, daj spokój, chodźmy jej poszukać.
Wpadliśmy na pomysł, że Lau może czekać pod domem Cama. Wybraliśmy się tam. Obeszliśmy go dookoła, zero śladu blondynki.
- A może poszła do Bianci? – zaproponował Cam. – kiedy wybiegła z imprezy, Lau znikła tuż po niej.
W tamtej chwili miałem ochotę palnąć go porządnie w łeb. Nie dość, że nie zaniepokoił się zachowaniem Bianci, to przypomniał sobie o tym teraz.
- Człowieku, mogłeś tak od razu. – złapałem się za głowę. – twój pies wpadłby na to szybciej.
- Ok, będziesz mi teraz dogryzał, czy idziemy po dziewczynę Espinosy?
Chłopak szturchnął mnie w ramię, co chyba miało oznaczać, że trzeba się pospieszyć.
Doszliśmy do domy rudowłosej. Światła były pogaszone, więc zapewne dziewczyna już spała. Trzeba było jednak spróbować. Dzwoniliśmy, pukaliśmy, krzyczeliśmy, jednak bez skutku.
Jeśli jej zaraz nie przyprowadzimy, to będziemy mieć przesrane.
Laureen również.


Bianca’s POV

Przebudziło mnie dość głośne dobijanie się do moich drzwi. Przeciągnęłam się i zeszłam nieprzytomna na dół. Otworzyłam i ujrzałam prze sobą Cama i Nasha. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ wpakowali się do środka jak do siebie.
- Co wy tu robicie o tej porze? – spytałam zaspana. Ostatnie słowo wypowiedziałam jednocześnie ziewając.
Chłopacy zaczęli pytać o Laureen i czy u mnie jest. Z niepewnością w głosie odpowiedziałam, że jest tutaj.
- Zawołaj ją, musi natychmiast iść z nami. Matt się wścieka.
- I właśnie dlatego ją przenocowałam.. nie będę jej budzić.
Nie obchodzą mnie ich wytłumaczenia, nie puszczę stąd Laureen.
- Bianca, to poważna sprawa. Jeśli nie oddamy jej Mattowi, nie tylko my oberwiemy, ale też i ty.
„Nie oddamy jej Mattowi..” – jakby ona była jakimś przedmiotem..
- Proszę cię no, zawołaj ją.
Spojrzałam w oczy Nasha, ale tym razem nie uległam.
Pokręciłam przecząco głową i kazałam im wyjść. Nie pomogło. Jednak później zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Lepiej niech wróci z nimi teraz, niż żeby później miała większe problemy.
Poszłam po blondynkę. Zastałam ją siedzącą na łóżku. Odwróciła się w moją stronę gwałtownie.
- Czy Matt tu jest? – w jej oczach było widać strach.
- Nie.. Nash i Cam.. – westchnęłam. – nalegają abyś wróciła z nimi..
Laureen spuściła głowę w dół.
- Mają rację.. zaraz się ubiorę, możesz im przekazać, że zaraz zejdę.
Posłałam jej lekki uśmiech i opuściłam pokój. Targały mną wyrzuty sumienia. Najpierw ją zapraszam, a teraz wyrzucam. Jednakże to najlepsze wyjście z tej sytuacji.
Tak mi się wydaję.
Kilka minut później
Cała trójka stała już na dole.
- Dziękuję, że starałaś mi się pomóc. – przytuliła mnie. – dawno nie spotkałam tak miłej osoby.
Już układałam w głowie krótki monolog, kiedy to Cam i Nash wyprowadzili ją na zewnątrz bez pożegnania.
Bolała mnie strasznie głowa. Wróciłam na górę z nadzieją, że w końcu będę mogła zasnąć spokojnie. Na moim biurku leżał laptop.
- Dziwne, nie zostawiałam go tam.. – powiedziałam sama do siebie.
Wzięłam go stamtąd i uruchomiłam. Przecież sam nie mógł się tam przeteleportować.
Od razu weszłam na historię wyszukiwarki.

Godzina  03:22, sobota:

Twitter:  Eleanor Ramirez

O cholera..


___________________________________________

Ten rozdział pozostawię bez mojego komentarza haha. 

1 komentarz:

  1. Tak bardzo chciałabym cię zachwycić jakimś komicznie zabawnym komentarzem, ale rozdział był na tyle poważny, że nawet nie ośmieliłabym się żartować. No może wykluczając strusia pędziwiatra, to zawsze jest śmieszne XD
    Przede wszystkim, cieszę się, że Biance udało się uciec. Wciąż nie wierzę, że nikt oprócz Nasha, który w pewnym sensie w tym uczestniczył, nie zauważył, że coś się dzieje. Ale jeśli mam być szczera, myślę, że w realu ludzie zachowaliby się podobnie - szczególnie wstawione nastolatki. Patrzą, a nie widzą. Jeden z największych problemów ludzkości. Zwany także idiotyzmem i kretynizmem.
    Moje zmysły zawiodły. Albo po prostu mnie nie zaskoczyłaś. Albo jedno i drugie. Nie spodziewałam się czegoś takiego - bo okej, wiedziałam, że Jack reprezentuje prymitywne męskie plemie, wiedziałam też, że skrzywdził wiele osób. Ale nie miałam pojęcia do jakich rzeczy jest zdolny. I chyba nie chcę się dowiedzieć... poważnie, słowa Laureen wystarczająco mnie przeraziły. Wierzę jej, nie potrzebuję dowodów.
    Przy okazji, zdziwiłaś mnie postawą Lau. Oceniłam ją zbyt przedwcześnie i zbyt przedwcześnie spisałam ją na straty. To smutne, że ludzie mijają innych na ulicych, wyrabiając sobie zdanie opierając się wyłącznie na wyglądzie. Robią to, podświadomie lub mniej, ale jednak robią.

    Bradley i Eleanor powoli zaplątują się w sieci kłamstw. Trudno będzie im się wydostać, zważywszy na fakt, że stworzyli pewnego rodzaju związek. W dodatku Nash zaczyna przelewać uczucia na Biancę - z mojego punkt widzienia to bez znaczenia, bo to w końcu ta sama osoba, ale czy dla niego to nie będzie zdrada?

    Po krótkim zastanowieniu, stwierdzam, że następny rozdział będzie dla mnie równym zaskoczeniem. Mam nadzieję, że dowiemy się, dlaczego Laureen grzebała w osobistych rzeczach Bianci i jaką ilość informacji udało jej się wynieść. Żeby się tylko nie okazało, że Matt, na zlecenie Jacka, kazał jej zdobyć jakieś wiadomości na temat Saxton, by ten mógł powtórzyć sytuację z liceum. Ale ostrzegam, jeśli coś zrobi będzie miał do czynienia ze mną.

    No, przechodząc do samego rozdziału - jest dobry, wręcz świetny. Piszesz bardzo lekko, co sprawia, że czytelnik nie może oderwać wzroku od tekstu, który w zasadzie sam się czyta. Poza tym, sama fabuła opowiadania wydaje się niezwykle interesująca. I oryginalna.

    OdpowiedzUsuń