poniedziałek, 10 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 2

Bianca’s POV

Po nocnych konwersacjach z Bradley’em chciałam porządnie odespać. Ale niestety, musiałam obudzić się po godzinie ósmej. A z natury jestem taka, że jak już się obudzę, to nie zasnę z powrotem. Postanowiłam wstać i zrobić śniadanie, a potem wziąć się za pisanie CV. Trzeba znaleźć sobie pracę, nie ma co z tym zwlekać. Jeszcze nie wiem gdzie będę pracować. Na pewno nie w żadnym biurze, nie nadaję się do tego.
Byłam już w kuchni. Zorientowałam się, że nie mam nic w lodówce. Przecież wprowadziłam się dopiero wczoraj. Wróciłam na górę, aby się ubrać. Wyjęłam z walizki lawendowy crop top i białą spódniczkę. Po założeniu wybranego zestawu, umyłam zęby i związałam włosy w wysokiego kucyka. Nie pomalowałam się, bo przecież wychodzę tylko na małe zakupy. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam szybko na dół i otworzyłam. Przed wejściem stali moi nowo poznani znajomi odziani w rozpięte koszule i kąpielówki. Zmarszczyłam brwi. Już otwierałam buzię aby coś powiedzieć, ale Nash mnie wyprzedził.
- Nie patrz się tak, tylko zakładaj bikini, jedziesz z nami na basen. Popatrzyłam na nich zdezorientowana. Musiałam wyglądać komicznie. Na pewno tak było wnioskując po śmiechu Camerona.
Tak Bianca, rób sobie przypał przy nowych kolegach..
- Wiecie co, jestem trochę zajęta i..
- Oh tak, jasne.. nie wymiguj się. Idziesz z nami bez gadania.
Nash znowu mi przerwał. Czuję się jakby przyszła po mnie policja i ciągnęła siłą na przesłuchanie bez możliwości wytłumaczenia się.
Ostatecznie się zgodziłam. No cóż, szukanie pracy poczeka.
- Ej, chwila.. nie jadłam śniadania.
- Spokojnie, na basenie jest knajpka. My też nic nie jedliśmy.
Cam wzruszył ramionami.
Zaprosiłam ich do środka i poszłam na górę się przebrać. No to nadszedł czas na grzebanie w walizkach. Ciekawe kiedy ja się zdążę rozpakować..
Po małej rewizji walizek, znalazłam to czego szukałam – moje ulubione bikini w różnokolorowe wzorki. Zamknęłam drzwi na zamek, aby „przypadkowo” ktoś tu nie wszedł. Włożyłam na siebie strój. Zdecydowałam, że na basen ubiorę coś innego. Wygrzebałam z walizki pierwszą lepszą sukienkę letnią. Przejrzałam się szybko w lustrze, wzięłam torebkę i wróciłam do chłopaków.
- Możemy iść. – posłałam obydwojgu promienny uśmiech.
Ruszyliśmy w stronę żółtego kabrioletu. Nash otworzył przede mną drzwi. Podziękowałam i zajęłam miejsce z przodu.
Cam wsiadł za kierownicę, a Nash z tyłu. Kiedy zobaczyłam sprzęty znajdujące się w samochodzie, zabrakło mi słów aby wyrazić jak bardzo byłam pod wrażeniem. Widać, że chłopak jest bogaty.
Brunet włączył radio i zwiększył głośność. Odpalił samochód i pojechaliśmy.
W radiu leciała piosenka Walk the Moon - Shut up and dance. Uwielbiam ten numer. Gdy chłopacy zaczęli śpiewać albo raczej wyć – przyłączyłam się do nich. Przechodni patrzyli się na nas. Zapewne mieli nas za jakiś wariatów, ale kogo to obchodzi.
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Cam zaparkował na parkingu obok. Nash wyszedł z pojazdu jak poparzony, po czym otworzył mi drzwi. Po raz kolejny podziękowałam i odwróciłam się w stronę Cama robiąc zdezorientowaną minę, a ten tylko wzruszył ramionami śmiejąc się pod nosem.
Nie ociągając się, ruszyliśmy w stronę kasy aby nie stać zbyt długo w kolejce. Każdy z nas kupił bilet. Weszliśmy do środka. Dwa baseny – jeden dla dzieci, drugi dla starszych. Piasek dookoła, leżaki palmy.. prawie jak na plaży. Od razu mi się tu spodobało.
Rozłożyliśmy się w wolnym miejscu i z dala od dzieci. Przed wskoczeniem do wody, postanowiliśmy coś zjeść. Chłopacy zdjęli swoje koszule.
Świetnie, jestem otoczona dwoma umięśnionymi chłopakami. Każda inna dziewczyna cieszyłaby się na moim miejscu.
Usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz. Ustaliliśmy, że weźmiemy po hamburgerze.
Tak wiem, super śniadanie.
Cameron poszedł zamówić jedzenie. Między mną a Nashem zapadła niezręczna cisza. Na szczęście brązowooki szybko wrócił i przerwał milczenie.
- A właśnie, zapomnieliśmy ci powiedzieć, że nasi kumple nas dziś odwiedzają. Powinni być tu niedługo. I również są z Bostonu, może będziesz ich znała.
Mam nadzieję, że nie będą to znajome twarze.
- Czy wy nie macie żadnych koleżanek? – spytałam żartobliwie.
- Prawdopodobnie jeden z nich przyjedzie ze swoją dziewczyną.
Ucieszyłam się. Będę znać chociaż jedną dziewczynę! Oby była w porządku.
Kelnerka dostarczyła nasze zamówienia. Nash i Cam jedli jakby od miesiąca nic nie mieli w buzi. Pokręciłam tylko głową i rozkoszowałam się moim hamburgerem. Po zjedzeniu go, oblizałam usta. Chłopacy już dawno zdążyli pozbyć się swoich.
Wróciliśmy do zarezerwowanego przez nas miejsca. Dobrze wiadomo, że po posiłku trzeba odczekać co najmniej 20 minut przed wejściem do wody, więc wyłożyliśmy się wygodnie na kocach czekając na kumpli Nasha i Cama. W tle rozbrzmiewały różne radiowe hity. Nuciłam kawałki które lubię i grzebałam palcem w piasku.
- Grier! Dallas!
Usłyszałam męski głos z oddali. Miałam wrażenie, że skądś go znam.
Podniosłam głowę. Moje serce zaczęło bić jak opętane. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Jack Gilinsky i Matthew Espinosa.
Moi dwaj najwięksi oprawcy z liceum.
Dwaj największe łobuzy w szkole.
I dwaj najwięksi idioci na świecie.
Rzeczywiście, jeden z nich był w towarzystwie dziewczyny. A dokładniej Espinosa. Blondynka, smukła sylwetka, tona makijażu na twarzy. Widać, że jakaś lalunia.
Coś czuję, że się nie polubimy.
Zapomnij o niej, Bianca.. Skup się na Gilinsky’m i Espinosie. Co oni tu do jasnej cholery robią?!
Od razu przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie..




16 letnie Bianca Saxton szła korytarzem pod klasę gdzie zaczynała swoje pierwsze zajęcia w liceum. Wiedziała, że to nie będzie łatwe. Starała się unikać kontaktu wzrokowego z każdym kogo minęła. Jej niepewność dało się wyczuć na kilometr. Słyszała złośliwe chichoty dziewczyn. Mimo, że ona nie zwracała uwagi na nikogo, to wszyscy dookoła zwracali uwagę na nią. Zupełnie bezpodstawnie. Przecież to tylko bezbronna dziewczyna nie lubiąca być w centrum zainteresowania.
Ktoś zmierzał w jej stronę. Jack Gilinsky wraz ze swoją watahą. Od razu dostrzegł słabą gazelę i jak na przywódcę stada przystało – zaatakował. Zrzucił Saxton książki z rok i kopnął je niczym piłkę futbolową. Dziewczyna skierowała się w ich stronę, aby je pozbierać. Nie zdążyła. Wysoki brunet złapał ją za włosy i pociągnął w dół. Bianca jęknęła z bólu i upadła na podłogę. Nikt nie podszedł z pomocą. Uczniowie woleli się śmiać i nagrywać poniżaną koleżankę.
Kiedy myślała, że Gilinsky już skończył, ten zaczął ją kopać. Płakała. Płakała coraz mocniej za każdym uderzeniem.
Grubas.
Suka.
Brzydula.
Tymi wyzwiskami Jack zakończył jej cierpienia. Odszedł z dumą wraz z watahą. To był pierwszy ale nie ostatni dzień grozy dla Bianci Saxton


Łzy napłynęły mi do oczu gdy sobie to wszystko przypomniałam. Właśnie stoi przede mną mój prześladowca. A przecież moim celem było uwolnienie się między innymi od niego. Zwłaszcza od niego.
A skoro Nash i Cam się z nimi kumplują.. może są tacy jak on. Mam cichą nadzieję, że nie.
Chłopacy przywitali się ze sobą, a ja udawałam niewidzialną i rysowałam palcem kształty na piasku.
Ciekawe czy te gnoje, przyznają się do tego, że mnie znają.
- Jack, Matt.. poznajcie Biancę, nasza nowa znajoma.
Właśnie tego chciałam uniknąć.
Głupia jestem, to oczywiste, że by mnie przedstawili.
- Bianca też kiedyś mieszkała w Bostonie.. być może ją znacie albo.. kojarzycie?
Cisza.
Spojrzałam prosto w pełne nienawiści oczy Gilinsky’ego. On również wpatrywał się we mnie. Pożeraliśmy się wzrokiem.
- Nie znamy jej, pierwszy raz ją widzimy. – Matt przerwał ciszę, po czym szturchnął Jacka w ramię. – ale.. bardzo miło cię poznać. – Ha, ten sarkazm dałoby radę wyczuć nawet dziecko. – a to moja dziewczyna.. Laureen.
Zmierzyłam sztuczną panienkę wzrokiem. Matt zawsze miał słabość do takich. Ten „związek” pewnie polega tylko na jednym.
Cała trójka rozłożyła się obok nas. Chłopaki wspominali dawne czasy. Matt opowiadał jak poznał Laureen. Udawałam, że mnie to obchodzi.
Minęło około piętnastu minut. Wszyscy chcieli iść do wody. Matt wziął blondynkę na ręce i biegł w stronę basenu, a ta piszczała i krzyczała aby ją odstawił. Nash wyciągnął do mnie rękę. Nie miałam zbytniej ochoty na pływanie. Wolałam poleżeć i się poopalać.
Niestety, uległam mu gdy spojrzałam w jego błękitne oczy. Usiadłam na brzegu basenu. Nash wskoczył do wody na bombę. Wszyscy się bawili a ja ich obserwowałam. To wszystko jest takie niezręczne. Co jeśli oni zostaną tu na długo? I jak to się w ogóle stało, że znają się z Cameronem i Nashem?
Gilinsky opuścił grono przyjaciół i przysiadł się obok mnie.
Uciekłabym, ale nie mogę się go wiecznie bać. Teraz jestem inną osobą. Kiedyś trzeba stawić czoło lękom.
Ale z drugiej strony jego obecność przyprawiała mnie o mdłości.
Idź sobie, proszę.
- Niezła dupa się z ciebie zrobiła. – szepnął mi do ucha. – jak będziesz chciała się zabawić, to pamiętaj, ja zawsze jestem chętny.
Co za dupek! Nawet za milion dolarów nie wskoczę mu do łóżka.
Typowy facet. Dziewczyna jest chuda i ładna, od razu propozycje seksu. Zabawne, bo przecież kilka lat temu zrobiłby wszystko aby mnie upokorzyć. Oprócz ładnej buźki i kaloryferka nie ma w nim absolutnie nic.
- Odpieprz się ode mnie. Nie mam pojęcia co tu robisz, ale nie chcę cię widzieć na oczy.
Po raz pierwszy postawiłam się mojemu oprawcy. Koniec tego. Tamta Bianca już dawno opuściła moją duszę. To tak jakbym dostała drugie życie.
Gilinsky zaśmiał się głupkowato.
- Któregoś dnia sama mi ulegniesz, Saxton. – umieścił swoją dłoń na moim udzie.
Czułam jak mój hamburger wraca mi z powrotem do gardła.
Dalsze dyskusje z nim nie miały sensu.  Wróciłam na koc. Wyłożyłam się wygodnie i wyciągnęłam z torebki okulary przeciwsłoneczne oraz telefon. Brak nowych wiadomości od Bradley’a. Pewnie jest zajęty. Nie chciałam zawracać mu głowy. Schowałam telefon z powrotem. Wzięłam się za rozkminianie skąd ci debile znają moich kolegów. Przecież od zawsze mieszkali w Bostonie. Wiem to, bo moja mama przyjaźni się z rodzicami Espinosy.
Tak, moja mama przyjaźni się z rodzicami mojego wroga! Życie jest wspaniałe, prawda?
Nagle poczułam zimne krople wody na brzuchu. Wygięłam się lekko. Nade mną stał Nash otrzepujący włosy.
Czy musi to robić obok mnie?
- Chodź do wody. – zaproponował. Odmówiłam. Trochę wody dobrze ci zrobi.
- Zmoczyłam nogi, tyle mi wystarczy.
Brunet przysiadł się do mnie.
- Wszystko gra? Odkąd przyszli Jack, Matt i Lau, jesteś jakaś spięta.
No świetnie, zauważył.
- Ja.. zawsze tak mam gdy poznaję nowych ludzi.
- Przy mnie i Camie od razu byłaś rozluźniona.
Bo wy nie dręczyliście mnie w liceum..
- No nieważne, chodź do wody. – próbował mnie podnieść. Piszczałam i wyrywałam się.
Jak myślicie, wygrałam?
Nie.
Nie dałam mu rady. Trzymał mnie na rękach. Objęłam się wokół jego szyi. Zaczął biec w stronę basenu. Piszczałam jak opętana. Wskoczyliśmy razem. Wynurzyłam się i przetarłam oczy. Nash objął mnie od tyłu i oparł głowę o moje ramię. Nie ukrywam, że podobało mi się to. Szybko cię ocknęłam i wyrwałam z uścisku. Próbowałam wrócić, lecz nie zdążyłam. Poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach.
- Nie uciekaj nam, młoda damo.
Gilinsky.. udawał miłego chłoptasia. Niezły z niego aktor.
Jego uścisk był zbyt mocny, aby udało mi się z niego wyrwać. Na szczęście Cameron przerwał moje cierpienia proponując grę w piłkę. Ustawiliśmy się w kółku i czekaliśmy aż chłopak wróci.
- I co, nie uważasz, że lepsze jest to od leżenia bezczynnie na kocu? – odparł Nash i przeczesał mokre włosy dłonią.
 Gdyby nie było tu pewnych osób wolałabym to od leżenia..
Cam wrócił wraz z piłką. Zaczęła się gra. Atmosfera nie była najgorsza. Trochę się rozluźniłam. Ale ciągle czułam na sobie wzrok Jacka.


******

Spędziliśmy na basenie prawie cały dzień. Dowiedziałam się, iż Jack, Matt i Laureen zostają tu na tydzień, czyli do końca wakacji. Dzięki Bogu. Cała trójka nocuje u Camerona. Robią również imprezę, na którą zostałam zaproszona. Zgodziłam się.
Chłopaki odwieźli mnie do domu i poinformowali, że przyjadą za dwie godziny. Stwierdziłam, że to dobra okazja, aby wypakować walizki. Uporządkowałam bluzki i spodnie na półkach, a sukienki i spódniczki zostały umiejscowione na wieszakach. Buty ułożyłam na regale w przedpokoju. Zostało mi jeszcze sporo czasu i żeby go nie marnować, zaczęłam szukać ubrań na imprezę.  Wybrałam czarną bluzkę na ramiączkach z frędzlowatymi zakończeniami i kolorowym napisem na środku, bezrękawnikową dżinsową kamizelkę, białe krótkie spodenki oraz wygodne trampki w panterkowe wzorki. Wzięłam się za włosy. Podkręciłam je lekko lokówką. Następnie zrobiłam makijaż w postaci kresek, tuszu, czerwonej szminki i różu na policzki.
Jestem gotowa. Teraz wystarczy czekać na chłopaków.
Nie będę brać telefonu na imprezę, więc postanowiłam napisać smsa do Bradley’a zanim pójdę.

Do: Bradley

Prawdopodobnie nie będzie mnie dziś całą noc, także nie popiszemy:( Dobranoc misiu

Od: Bradley

Mnie też nie będzie, więc dobrze się złożyło :D  Do trzeciej w nocy dziś pracuję.. liczę na wysokie napiwki, haha. Kocham i miłych snów. Jeśli zamierzasz iść spać x
Uwielbiam w Bradley’u to, że nawet nie muszę mu mówić z kim i gdzie się wybieram. To się nazywa zaufanie. Nawet na odległość ono się sprawdza.
Chwilę później usłyszałam dźwięk klaksonu. To pewnie chłopaki. Opuściłam dom. Obydwaj wlepiali we mnie swoje gały. Trochę niezręczne. Wsiadłam na tyły samochodu.
- Wyglądasz pięknie. – Nash nie odrywał ode mnie swoich cudnych oczu.
- Dziękuję. – zachichotałam i uśmiechnęłam się.
Cameron uderzył chłopaka lekko w głowę. Obydwoje się zaśmialiśmy patrząc na reakcję Nasha.
Odjechaliśmy. Mogłabym się przyzwyczaić do jeżdżenia kabrioletem.
Ten wiatr we włosach, wyciągnięte ręce w górze.. jak w teledysku.


******

Gdy zobaczyłam dom Nasha, zrobiłam dokładnie taką samą minę jaką on i Cam zrobili na mój widok. Ogromna willa z wielkim ogrodem.
I on tu mieszka sam?!
Weszliśmy do środka. Impreza już trwała. Cała masa ludzi. A z nich wszystkich znam tylko pięć osób. W tym dwie chętnie wyrzuciłabym ze swojego życia.
Nash do razu zaprosił mnie na parkiet. Szaleliśmy do piosenki Avicci – Waiting for love. Zwróciłam uwagę na taniec innych dziewczyn. Większość z nich wywijała tyłkiem i robiła inne dzikie ruchy. Moje były naturalne i nie po to, aby chłopacy ślinili się na mój widok. Dla mnie najważniejsza jest dobra zabawa. Piosenka się skończyła i zaczęła następna. Nash pochwalił mój taniec i poszedł dla nas po drinki.
Stałam bezczynnie. Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich pośladkach. Odwróciłam się. Znowu on. Serce waliło mi jak szalone.
Bianca, przestań się go wreszcie bać!
- Idź stąd. – warknęłam.
- Z przyjemnością, ale ty idziesz ze mną. Nash ma duże łóżko w sypialni. – przyciągnął mnie do siebie.
- Puść mnie inaczej go zawołam.
Gilinsky roześmiał się prosto w moją twarz.
- Myślisz, że on, tak samo jak i Dallas to takie święte aniołeczki? Mylisz się, kochanie. Więc radzę ci znaleźć innych przyjaciół.
Spojrzałam prosto w jego oczy. Mogłam się tego spodziewać. Chciałabym wiedzieć całą prawdę.
- J..jak to? – zająknęłam się.
- Nie ma nic za darmo. Powiem ci o nich wszystko, a w zamian.. ty mi dasz siebie.
On chyba oszalał! W życiu nie pójdę na taki układ. Poza tym, nie mam pewności, że mówi prawdę. To jest Jack Gilinsky, on uwielbia wykorzystywać ludzi. A zwłaszcza naiwne dziewczyny.
- Zapomnij, nie pójdę z tobą do łóżka! I nie wierzę w to co mówisz, jesteś jednym wielkim dupkiem!
Odepchnęłam go od siebie i podeszłam do Cama. Spytałam się gdzie jest łazienka.
- Drugie piętro. – odpowiedział.
Weszłam po szerokich krętych schodach na górę. Znalazłam łazienkę. Nie zdążyłam do niej wejść. Ktoś zatkał mi buzię od tyłu i zaczął gdzieś ciągnąć. Od razu wiedziałam kto to. Kilka sekund później znajdowaliśmy się w sypialni. Porywacz puścił mnie i obrócił twarzą do niego.
Jack.
Brunet z farbowaną blond grzywką zaczął się do mnie dobierać i rzucił mnie na łóżko. Za wszelką cenę próbowałam się wyrwać. Jednak to nie pomogło. Po moim policzku spłynęła łza. Spodziewałam się najgorszego.
- Proszę cię, zostaw mnie! – wykrzyczałam.
Rozpłakałam się.
- Wybacz, nie mogę się powstrzymać. Zaraz będziesz krzyczeć z rozkoszy.
Jack rozpiął moje spodnie i zsunął je ze mnie. Obmacywał mnie wszędzie i całował po szyi.
Usłyszałam otwierające się drzwi. To Nash.
- Nash, proszę cię, pomóż mi...
Wydałam z siebie cichy dźwięk.
Jack przerwał swoje poczynania i odwrócił wzrok na Nasha. Ten natomiast, patrzył raz na mnie, a raz na Gilinsky’ego.
- Nash..  – szepnęłam, płacząc cicho.
On dalej stał w bez ruchu.
- Ja.. przepraszam.. ale.. nie.. nie mogę.
Wyszedł. Po prostu sobie wyszedł zostawiając mnie na pastwę losu z osobą, która za chwilę może mnie zgwałcić. 


---------------------------------------------

Nie mam nic do powiedzenia oprócz tego że bardzo mi się podoba ten rozdział haha.
Jak myślicie, czemu Nash tak się zachował? Czy jego zachowanie można jakoś wytłumaczyć?

2 komentarze:

  1. Eh, a już chciałam cię strofować. Po tym jak przeczytałam, że zjedli hamburgery i wrócili na miejsce, uznałam, że Biancę weźmie skurcz, a do akcji wkroczy przystojny ratownik. Widać, mój szósty zmysł zawiódł. Przynajmniej na ten moment. Zdziwiłabym się, gdyby ci znajomi z Bostonu, okazali się nieznajomymi z Bostonu.

    "Ktoś zmierzał w jej stronę. Jack Gilinsky wraz ze swoją watahą. Od razu dostrzegł słabą gazelę i jak na przywódcę stada przystało – zaatakował." przez chwilę poczułam się, jakbym oglądała Animal Channel.

    Ale wracając do mniej przyjemnych rzeczy, nie wierzę, że mógł ją tak potraktować. Pobił bezbronną licealistkę bez cienia wahania ani poczucia winy, zupełnie tak jakby robił to codziennie. Plus, zawlókł ją do sypialni (nie zwracając na siebie uwagi żadnego człowieka, co było dość niepokojące) zupełnie, jakby robił to codziennie. Chyba się nie polubimy.

    Odpowiadając na twoje pytanie - myślę, że Jack zachował się tak, bo coś poczuł. No wiesz, ukłucie w sercu, walenie w klatce, szybszy oddech, zazdrość i te sprawy. Widać, że Bianca mu się spodobała, ale za szybko, by powiedzieć coś więcej. Szczególnie, że chyba jest z kimś w internetowym związku. Był zraniony i rozdarty.
    Miałam też drugą opcję, ale pisząc komentarz, wyleciała mi z głowy. Może kiedyś dam ci znać.

    Jeśli Bianca zostanie zgwałcona, przysięgam, że coś ci zrobię. Wycierpiała zbyt wiele. Zbyt wiele się zmieniło. Gwałt wywróciłby jej świat o sto osiemdzięsiąt stopni, straciłaby stabilny grunt pod nogami. Tym smutniejsze, że dopiero co go znalazła. Dlatego ulituj się nade mną, dotykają mnie historie fikcyjnych postaci, przeżywam je bardziej niż własne życie.

    Choć już raz to zrobiłam, muszę ponownie skomentować Jacka. Prezentuje prymitywny gatunek zwany "mężczyznus gorylus", któremu zależy tylko i wyłącznie na sprawach łóżkowych. Z przykrością stwierdzam, iż Gilinsky przoduje w tym stadzie. To obelga, choć tytuł króla goryli brzmi całkiem imponująco.
    Nie wiem, co myślałaś czytając ten komentarz, ale żeby nie było żadnych wątpliwości. Odniosła bardzo pozytywne wrażenie. Po pierwsze, nie było niespodziewanego wolnego tańca, po drugie, wprowadziłaś wątek tajemniczości, którego nawet ja nie potrafi wyjaśnić, po trzecie Jackiem przedstawiłaś realny typ faceta. I wcale nie chodzi mi o to, że zaciągnął Biancę na piętro z zamiarem zburzenia tego, co udało się jej zbudować. Mam na myśli tak nagłą zmianę poglądu. Nie była zgrabna, terroryzuje ją. Wygląda jak modelka, chce się z nią przespać. I jeszcze to, jak do niej podszedł na basenie. Sama miałam ochotę zwrócić.

    Podsumowując, na pewno przesadziłam z długością, a ty na pewno przesadziłaś z grą na moich uczuciach. Tyle emocji, niewyjaśnionych spraw, zwrotów akcji i ciekawych wątków. Łoł, dziewczyno to za dużo jak na jeden raz. WSPANIALE!
    Rozdział jest świetny, ty jesteś genialna, ten blog jest cudowny, a ja jestem całkowicie zakochana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, a już chciałam cię strofować. Po tym jak przeczytałam, że zjedli hamburgery i wrócili na miejsce, uznałam, że Biancę weźmie skurcz, a do akcji wkroczy przystojny ratownik. Widać, mój szósty zmysł zawiódł. Przynajmniej na ten moment. Zdziwiłabym się, gdyby ci znajomi z Bostonu, okazali się nieznajomymi z Bostonu.

    "Ktoś zmierzał w jej stronę. Jack Gilinsky wraz ze swoją watahą. Od razu dostrzegł słabą gazelę i jak na przywódcę stada przystało – zaatakował." przez chwilę poczułam się, jakbym oglądała Animal Channel.

    Ale wracając do mniej przyjemnych rzeczy, nie wierzę, że mógł ją tak potraktować. Pobił bezbronną licealistkę bez cienia wahania ani poczucia winy, zupełnie tak jakby robił to codziennie. Plus, zawlókł ją do sypialni (nie zwracając na siebie uwagi żadnego człowieka, co było dość niepokojące) zupełnie, jakby robił to codziennie. Chyba się nie polubimy.

    Odpowiadając na twoje pytanie - myślę, że Jack zachował się tak, bo coś poczuł. No wiesz, ukłucie w sercu, walenie w klatce, szybszy oddech, zazdrość i te sprawy. Widać, że Bianca mu się spodobała, ale za szybko, by powiedzieć coś więcej. Szczególnie, że chyba jest z kimś w internetowym związku. Był zraniony i rozdarty.
    Miałam też drugą opcję, ale pisząc komentarz, wyleciała mi z głowy. Może kiedyś dam ci znać.

    Jeśli Bianca zostanie zgwałcona, przysięgam, że coś ci zrobię. Wycierpiała zbyt wiele. Zbyt wiele się zmieniło. Gwałt wywróciłby jej świat o sto osiemdzięsiąt stopni, straciłaby stabilny grunt pod nogami. Tym smutniejsze, że dopiero co go znalazła. Dlatego ulituj się nade mną, dotykają mnie historie fikcyjnych postaci, przeżywam je bardziej niż własne życie.

    Choć już raz to zrobiłam, muszę ponownie skomentować Jacka. Prezentuje prymitywny gatunek zwany "mężczyznus gorylus", któremu zależy tylko i wyłącznie na sprawach łóżkowych. Z przykrością stwierdzam, iż Gilinsky przoduje w tym stadzie. To obelga, choć tytuł króla goryli brzmi całkiem imponująco.

    Nie wiem, co myślałaś czytając ten komentarz, ale żeby nie było żadnych wątpliwości. Odniosła bardzo pozytywne wrażenie. Po pierwsze, nie było niespodziewanego wolnego tańca, po drugie, wprowadziłaś wątek tajemniczości, którego nawet ja nie potrafi wyjaśnić, po trzecie Jackiem przedstawiłaś realny typ faceta. I wcale nie chodzi mi o to, że zaciągnął Biancę na piętro z zamiarem zburzenia tego, co udało się jej zbudować. Mam na myśli tak nagłą zmianę poglądu. Nie była zgrabna, terroryzuje ją. Wygląda jak modelka, chce się z nią przespać. I jeszcze to, jak do niej podszedł na basenie. Sama miałam ochotę zwrócić.

    Podsumowując, na pewno przesadziłam z długością, a ty na pewno przesadziłaś z grą na moich uczuciach. Tyle emocji, niewyjaśnionych spraw, zwrotów akcji i ciekawych wątków. Łoł, dziewczyno to za dużo jak na jeden raz. WSPANIALE!
    Rozdział jest świetny, ty jesteś genialna, ten blog jest cudowny, a ja jestem całkowicie zakochana.

    OdpowiedzUsuń