sobota, 1 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 1

2 YEARS LATER

Rozejrzałam się dokładnie po pokoju aby sprawdzić czy czegoś nie zapomniałam. Zostały w nim tylko moje meble. Spojrzałam ostatni raz w swoje lustro. Uśmiechnęłam się do siebie patrząc na swoje ciało, które zmieniło się w ciągu tych dwóch lat. Kiedyś mogłam pomarzyć o crop topach, a teraz mam ich pełno. Mój brzuch jest idealnie wyrzeźbiony dzięki ciężkiej pracy – codzienne ćwiczenia, tygodniowe wizyty na siłowni i dieta. Opłaciło się. Jestem z siebie dumna i zdecydowanie lepiej się czuję. Nie tylko moje ciało się zmieniło. Zaczęłam się malować i zmieniłam kolor włosów. A wszystko zaczęło się w ostatniej klasie liceum. Powiedziałam sobie stanowczo Dosyć tego i postanowiłam pokazać swoim oprawcom, ale również i samej sobie, że ja też potrafię. Wzięłam się również za naukę. Na zawsze zapamiętam wyrazy twarz całej szkoły kiedy to odebrałam moje świadectwo z entuzjazmem. Takiej Bianci jeszcze nie znali. A na studniówce to ja byłam w centrum uwagi. Każdy chłopak chciał ze mną tańczyć. Jeden nawet przyznał, że mu się podobam, ale moje serce należy do Bradley’a. To dziwne, bo nigdy nie widziałam go na oczy, jednak nic nie poradzę na moje uczucia. Zakochałam się przez internet. Ciągle ze sobą piszemy. I mogłabym wyznać mu kim naprawdę jestem, bo przeszłam niesamowitą przemianę, ale boję się. Boję się, że nie będzie chciał mnie znać. A on jest moim jedynym wsparciem poza moją mamą. Codziennie pisze mi słodkie smsy. Tak naprawdę gdyby nie on, to bym skończyła to wirtualne życie. Przywiązałam się do niego i nie mogę go zostawić, mimo, że tylko piszemy.
Usiadłam na łóżku. Do pokoju weszła moja mama.
- Chyba już najwyższy czas ruszać. – rzekła, trzymając rękę na klamce od drzwi.
Przytaknęłam głową i wzięłam do rąk walizki. Obie zeszłyśmy na dół i stanęłyśmy naprzeciw siebie.
- Bianca, wiesz jak bardzo cię kocham. Jestem z ciebie bardzo dumna, zobacz jak się zmieniłaś. Chociaż według mnie nie musiałaś, bo zawsze uważałam, że jesteś piękna i mądra. Ale skoro tak czujesz się lepiej, nie mam z tym żadnego problemu. Będę bardzo tęsknić.
To był ten moment kiedy miałam gdzieś, że mój makijaż się zepsuje. Rozkleiłam się. Wtuliłam się w ramiona mamy. Będzie mi brakować jej nadopiekuńczości, która swoją drogą spadła w dół. Dostrzegła wreszcie we mnie dorosłą kobietę i ucieszyła się na wieść o przeprowadzce.
- Obiecaj, że mnie odwiedzisz. – odsunęła się ode  mnie i spojrzała mi w oczy.
- Obiecuję. – szepnęłam i z powrotem ją przytuliłam. – na mnie chyba już czas.
Wzięłam swoje walizki i poszłam do samochodu, którego zaparkowałam wczoraj w nocy na ulicy przed domem. Otworzyłam bagażnik i włożyłam do niego wszystkie rzeczy. Rozejrzałam się czy nic nie jedzie i podeszłam do drzwi od strony kierowcy. Pomachałam ostatni raz do mamy stojącej na zewnątrz w pidżamie i wsiadłam do wozu. Włożyłam kluczyki do stacyjki i spojrzałam na mój dom. Będę tęsknić za tym miejscem. Dalej mam łzy w oczach. Przed ruszeniem w drogę przetarłam je chusteczką aby nie spowodować żadnego wypadku. Tego bym nie chciała. Uznałam, że jestem gotowa i pojechałam.
Żegnaj Bostonie.

******

Minęło około pięciu godzin. Jestem na miejscu. W moim wymarzonym Princeton, w którym zakochałam się od pierwszego przyjazdu. Byłam tu kilka razy w celu załatwienia domu i kontrolowaniu remontu. Wszystko jest idealnie. A do tego nie mam daleko do Bostonu, więc będę mogła odwiedzać mamę albo ona mnie. Do taty również nie mam daleko. Dzieli nas jedynie 2742 mil, czyli około 39 godzin. Ponad dzień, ale zawsze mogło być gorzej. Podjechałam pod swój dom. Wyszłam z samochodu zabierając ze sobą torebkę i wyjęłam z niej kluczyki i otworzyłam drzwi. Rozglądałam się z zachwytem po pięknie ozdobionym salonie, który pierwszy rzuca się w oczy po wejściu. Nie da się opisać jak bardzo jestem szczęśliwa. W końcu czuję się wolna. Zaczynam nowe życie w wymarzonym miejscu. Wróciłam do auta po walizki. Położyłam je w salonie obok kanapy. Postanowiłam, że pozwiedzam miasto. Nie ma co siedzieć zamknięta w czterech ścianach w taką pogodę. Upewniłam się, że mam portfel w torebce i wyszłam. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam. Po drodze zachwycałam się krajobrazem. Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam grupkę rozbawionych dzieciaków bawiących się na placu zabaw. Pamiętam jak ja byłam w ich wieku. Wtedy nikt cię nie oceniał. Mogłaś się cała ubrudzić od lodów, a innym to nie przeszkadzało. Liczyła się tylko zabawa. Po obejściu całego parku, znalazłam się na uliczce pełnej przeróżnych sklepów i restauracji. Nabrałam ochotę na kawę. Szukałam jakieś kawiarenki. Poszukiwania nie zajęło mi długo czasu. Zrobiłam zaledwie kilkanaście kroków i po drugiej stronie ulicy spostrzegłam kawiarnię o nazwie „PrinceCoffee”. Weszłam do środka. Wnętrze jest bardzo ładnie urządzone. Beżowo-białe ściany, przeróżne obrazy i wiele innych ozdób. Usiadłam przy jednym ze stolików. Podszedł do mnie jeden z kelnerów.
- Co mogę podać? – spytał.
Zwróciłam swój wzrok na niego. Od razu przyciągnęły mnie jego błękitne oczy. Wygląda na tyle lat co ja.
- Um, dopiero co przyszłam, z resztą.. jestem nowa i nie za bardzo wiem co tutaj jest.. na pewno wezmę coś do picia. – zaśmiałam się cicho.
Chłopak przeczesał dłonią swoje gęste włosy.
- W takim razie mogę ci coś zaproponować.. polecam Mochę mrożoną, karmelowe macchiato i Espresso Con Panna.
Zastanawiałam się.
- Może poproszę karmelowe macchiato. – brunet zapisał zamówienie, po czym odszedł od stolika. Z nudów zaczęłam bawić się palcami. Usłyszałam, że mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam go z torebki. Dostałam smsa od Brada. Automatycznie się uśmiechnęłam.

Od: Bradley
„Cześć kochanie. Stęskniłem się za tobą. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.”

Już zabierałam się za odpisywanie, ale moją uwagę odwrócił mężczyzna unoszący głos na tego młodego kelnera.
- Kolejny raz widzę cię z telefonem, za dużo sobie pozwalasz, Grier! - to chyba jego szef.
Skompromitowany brunet odłożył telefon i zaczął rozdawać zamówienia klientom. Szef cały czas go obserwował. W kawiarni zapanowała cisza, nikt się nie odzywał. Kelner dał mi moją kawę. Popijałam ją i jednocześnie odpisywałam Bradley’owi próbując zapomnieć o tym co właśnie się wydarzyło. Po wypiciu kawy, zapłaciłam za nią i opuściłam kawiarnię. Poszłam do parku przez który wcześniej szłam i usiadłam na jednej z ławek. Naprzeciw mnie jakiś młody chłopak bawił się ze swoim pieskiem. Obserwowałam ich. Po dłuższej chwili podszedł do niego niebieskooki brunet z PrinceCoffee. Nie wyglądał na zadowolonego. Myślałam, czy by do nich nie podejść. Czy to nie jest trochę chamskie wcinać się komuś w rozmowę? Odpuściłam. Siedziałam dalej i tylko patrzyłam na nich marszcząc brwi. Słońce nieźle dawała po oczach. W pewnym momencie brunet zerknął na mnie, a zaraz po nim jego towarzysz o ciemnych włosach. Zawołał swojego psa, przywiązał na smyczy i zaczęli iść w moją stronę. Odwróciłam wzrok i gapiłam się jak idiotka na swoje granatowe vansy.
- Cześć, pamiętasz mnie? – usłyszałam znajomy głos.
Uniosłam głowę.
- Aż takiej słabej pamięci to ja nie mam. – zaśmiałam się. – pamiętam, pamiętam.
- Jestem Nash. – podał mi rękę. Uścisnęłam ją. – a to jest mój kumpel, Cameron.
- Sam się umiem przedstawić, palancie. – brązowooki brunet klepnął Nasha w ramię.
- Jestem Bianca, miło mi. A twój czworonożny przyjaciel jak się wabi? – spojrzałam na dużych rozmiarów psa rasy husky.
- Jaxx. – Cam pogłaskał swojego pupila.
- Śliczne imię. – posłałam chłopakowi uśmiech. – usiądźcie, nie lubię jak ktoś tak nade mną stoi.
- Właściwie to chcieliśmy się spytać czy możemy cię oprowadzić.  Mówiłaś, że jesteś nowa. – zaproponowałam Nash i przeczesał włosy dłonią. Chyba lubi to robić.
Zgodziłam się aby mnie oprowadzili. Wyglądają na sympatycznych chłopaków, a ja potrzebuję znajomych. Podniosłam się z ławki i poszłam razem z Nashem i Camem. Opowiedzieli mi trochę o sobie. Dowiedziałam się, że znają się już od piaskownicy i obydwoje jeżdżą na deskorolkach. Bardzo im zazdroszczę. Nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki. Moje znajomości trwały zaledwie kilka dni.
Pies Camerona zaczynał wariować, więc brunet postanowił odstawić go do domu. Czekaliśmy na niego z Nashem przed domem. Zauważyłam smutek na jego twarzy.
- Czemu masz taką minę? Coś się stało? – spytałam zmartwiona.
- Pewnie widziałaś jak mój szef się na mnie wydarł.. to nie był pierwszy raz i.. zwolnił mnie. – oparł się o bramę. – ale sam sobie zawiniłem.. cały czas siedziałem na telefonie, jestem że tak powiem.. uzależniony.
Jakbym słyszała siebie.
- Może jeszcze uda ci się odzyskać tą pracę?
- Wątpię. Szef już wiele razy przymykał na to wszystko oko. – westchnął i znowu przeczesał włosy ręką. Od tego też jest uzależniony. Muszę przyznać, że wygląda to uroczo.
Zaraz, co? Stop! Bianca, ty już masz chłopaka! Tak jakby..
Kiedy Cameron wrócił trzymając pod pachą deskorolkę, zaprowadzili mnie do miejsca, gdzie spędzają całe dnie – skatepark.
Było tam kilku chłopaków popisujących się przed siedzącymi na murku dziewczynami. Obszerne miejsce, jest gdzie pojeździć. Cam od razu wskoczył na rampy z deską. Wykonywał różne ciekawe triki. Pewnie mają jakieś fachowe nazwy, których ja nie znam. Nie zaliczył żadnej wywrotki, więc raczej dobrze mu poszło. Nigdy nie jeździłam i trudno mi ocenić. Po skończonych popisach, dał deskę Nashowi. Chłopak nie wykazywał entuzjazmu. No cóż, zwolnili go z pracy, to zrozumiałe.
- Dawaj chłopie, poprawi ci to humor. – przyjaciel go zachęcał, aż ten w końcu dał się namówić. – pokaż naszej nowej koleżance co potrafisz!
Taki przyjaciel to skarb.
Nash wziął deskę i wykonywał przeróżne triki. Obserwowałam go uważnie. Na początku był nieco spięty, ale szybko się rozluźnił. Cameron cały czas go dopingował. Po krótkim pokazie siedzieliśmy całą trojką na murku. Spędziliśmy dobre kilka godzin na gadaniu i wygłupianiu się. Świetni z nich chłopacy. Takich to ze świecą szukać. Nim się zorientowaliśmy było już ciemno.
- Odprowadzimy cię do domu. – powiedział Nash nie licząc się z moim zdaniem. No dobra i tak bym się zgodziła.
Spacerowaliśmy powoli po chodniku. To znaczy, tylko ja i Nash, bo Cam jechał na deskorolce ulicą. Prawie żadnego żywego ducha. To mi się podoba. W Bostonie o tej porze ruch byłby jeszcze większy niż w ciągu dnia. Nigdy tego nie lubiłam.
- Jejku, mieszkam tu niecały dzień, a już się zakochałam. – uniosłam ręce w górę z zachwytu.
- A w kim, w Nashu czy we mnie?
Parsknęłam śmiechem.
- Chodzi mi o to miasto. Tu jest tak cudownie!
- Gdzie wcześniej mieszkałaś? – spytał Nash robiąc swój słynny ruch z włosami.
- W Bostonie. – wzruszyłam ramionami.
Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, a Cam do tego prawie się przewrócił co wyglądało dosyć śmiesznie.
- I przeprowadziłaś się z Bostonu do takiej dziury?! – Nash zrobił wielkie oczy.
- Wy nic nie rozumiecie, nie lubię takich dużych miast. Za dużo się tam dzieje i wszyscy cię oceniają.
Spuściłam głowę w dół.
- Myślałem, że taka laska jak ty lubi być w centrum uwagi. – brązowooki wyprzedził nas trochę i odwrócił się twarzą w naszą stronę.
I co teraz? Powiedzieć im prawdę o sobie? Tak? A może lepiej nie? Racja, nie powiem. Ledwo ich poznałam.
- Jak widzisz, ja jestem wyjątkiem. – zabrzmiałam niczym typowa bogata panienka z telewizji.
Doszliśmy do mojego domu. Pożegnałam się z chłopakami i weszłam do środka. Wyłożyłam się na kanapie.



Nash’s POV

Przez całą drogę powrotną myślałem o tej dziewczynie. A tak naprawdę nie powinienem, bo jestem już w związku. Jeśli można nazwać związkiem wymienianie się jedynie smsami i tweetami. Nie jestem do końca fair z Eleanor. Moje uczucia są prawdziwe, ale nie używam swoich zdjęć. Problem w tym, że ona nie zakochała się we mnie, tylko w Bradley’u Watsonie, który tak naprawdę nie istnieje. I niby po dwóch latach miałbym jej wyznać prawdę? Znienawidziłaby mnie. Wiem, że jestem bezpieczny i nikt mnie nie przyłapie na kłamstwie. Chyba, że Eleanor zadzwoni po ekipę Catfish, wtedy byłbym w czarnej dupie.
Razem z Camem byliśmy pod moim domem. Pożegnałem się z przyjacielem i rozdzieliliśmy się. Byłem tak zajęty myśleniem o Biance, że zupełnie zapomniałem o mojej pracy, którą straciłem. Nic nie poradzę, nie mogę wytrzymać pięciu minut bez telefonu. Poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku z laptopem. Kiedy już się uruchomił, wszedłem na twittera i napisałem do Eleanor.

Bradley:
„Miałem dziś męczący dzień.. mogę liczyć na twoje wsparcie?”

Eleanor:
„Oczywiście słońce. Zawsze i wszędzie. Co się stało?”

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Bradley:
„Cała masa klientów w barze.. wiesz, kończą się wakacje to młodzież przychodzi się bawić”

Ah no tak, zapomniałem wspomnieć, że podaję się za barmana pracującego w ekskluzywnym klubie.

Eleanor:
„Na pewno masz dużo napiwków :D”

Eleanor zawsze wie jak poprawić mi humor. Nie dość, że jest piękna, to jeszcze ma cudowną osobowość. Anioł nie człowiek. Bardzo chciałbym ją przytulić i pocałować. Ona jest uczciwa, a ja ją perfidnie oszukuję. Nawet nie wiecie jak żałuję tego, że nie podawałem się za siebie od początku. Teraz nie ma takiej możliwości abym się przyznał. Na szczęście jestem na tyle sprytny, że używam zdjęć pewnej osoby za jej zgodą, a ona nie ma kont na żadnych portalach społecznościowych.
Dochodziła druga w nocy, a ja wciąż pisałem z Eleanor. Mógłbym z nią tak pisać i pisać, ale jutro jadę z Cameronem na basen z samego rana. A już nie raz spóźniłem się na spotkanie przez moje nocne konwersacje.

Bradley:
„Muszę już kończyć. Padam na twarz, a jutro muszę wcześniej wstać. Dobranoc, kocham cię.”

Eleanor:
„Ja ciebie też. Dobranoc”


----------------------------------------

Na początku chciałabym bardzo podziękować za ponad 100 wyświetleń pod prologiem! Wow, to cudowne. Chociaż wolałabym abyście pisali komentarze, żebym wiedziała czy wam się podoba. Ale i tak bardzo bardzo dziękuję. Wiem, że rozdział jest nudny no ale tak bywa już na początkach. Później akcja się rozkręci. Kocham was i komentujcie! Doceńcie moją ciężką pracę, tym bardziej że dzisiaj dodaję ten rozdział mimo, że źle się czuję.
Dziś dam gifa z Cashem, omg tęsknie za ich przyjaźnią ♥ :(

1 komentarz:

  1. OKEJ, JA WIEDZIAŁAM. Wiedziałam od chwili, kiedy Bianca weszła do kawiarenki, a kiedy okazało się, że Nash zamiast pracować, gapił się w telefon, byłam pewna. W ostateczności, gdy już wyznadzą sobie prawdę, raczej nie będzie momentów złości, bo hej, oboje oszukiwali. 1-1. Remis.
    Rozdział jest świetny, żałuję, że nie poznaliśmy uczuć Bianci podczas przemiany, ale jest dobrze. A nawet, bardzo dobrze.
    Czekam na następny post, życzę weny! Kocham 💕

    OdpowiedzUsuń